Rozmowa z trenerem młodzieżowej drużyny Rekordu Marcinem BiskupemTrener ocenia występ na MMP w Chojnicach
– Tym razem nie udało się powtórzyć ubiegłorocznego sukcesu – młodzieżowego wicemistrzostwa Polski. Co zdecydowało o nie tak jak ostatnio fortunnym występie w mistrzostwach kraju?
– W 1/8 finału MMP spotkaliśmy się z ubiegłorocznymi mistrzami Polski, gdyż Renex Grajów w ostatnich mistrzostwach występował pod nazwą Strzelca Baustalu Gorzyczki. Był to zatem rewanż za ubiegłoroczny finał. Mecz stał na wysokim poziomie i był bardzo zacięty. Przez pierwsze osiem minut byliśmy lepsi. Zaskoczyliśmy Małopolan dominacją na boisku. Niestety nie potrafiliśmy udokumentować przewagi golem, a potem nadeszła feralna minuta (pomiędzy 10,5, a 11,5 min.), w czasie której straciliśmy trzy bramki! Najpierw nie zablokowaliśmy strzału po rzucie z autu i było 0:1. Po bardzo kontrowersyjnych faulach, które nieoczekiwanie odgwizdali sędziowie, mieliśmy już trzy przewinienia na koncie i niestety arbiter dopatrzył się kolejnego. Rywale strzelili drugiego gola z przedłużonego rzutu karnego. Trzecią bramkę straciliśmy po własnym błędzie. Jeden z zawodników zbyt krótko podał do bramkarza. Przeciwnicy przechwycili piłkę i strzelili trzeciego gola. Wtedy załamał się nasz sposób gry, a szkoda, gdyż do utraty pierwszego gola graliśmy bardzo dobrze. Bardzo trudno było się wówczas podnieść.
– Mimo to można było jeszcze zniwelować dystans...
– Tak, moi zawodnicy wzięli się za odrabianie strat. Sztuką było się podnieść, ale mimo to podnieśliśmy się. Na 1:3 zmniejszył dystans do rywali Mateusz Maciejewski w 18 min., a chwilę potem było już tylko 2:3 po strzale Marka Profica. Zostało jeszcze trochę czasu, ale – mimo iż wycofaliśmy bramkarza – nie udało się zrewanżować rywalom za ubiegłoroczną porażkę w finale. Szkoda szansy, ale taki jest sport. Raz się wygrywa, innym razem nie. W tak wyrównanej stawce rywali decyduje czasem szczęście, czasem pojedyncze sekundy, które powodują, że coś się kończy zwycięstwem lub porażką.
– Czy graliście w warunkach, do jakich jesteście przyzwyczajeni?
– Niestety nie. Tylko mecz z Remedium Pyskowice, który rozstrzygnęliśmy 9:1 na swoją korzyść rozegraliśmy w pełnowymiarowej hali ośrodka sportowego. Resztę spotkań musieliśmy grać w małej salce szkolnej, zupełnie nieprzystawalnej rangą do mistrzostw Polski! Z tego powodu nasz futsal musiał być ograniczony. Sala wyznaczała bowiem sposób gry, bardzo agresywny.
– Mało brakowało, a Rekord nie awansowałby z grupy eliminacyjnej mimo znakomitego zwycięstwa 9:1 nad Remedium Pyskowice w ostatnim meczu. Zawodnicy Inpulsu wiedzieli już, ile muszą wygrać swoje ostatnie spotkanie, żeby mieć korzystniejszą od Rekordu różnicę bramek i awansować do następnej fazy rozgrywek. Organizacja mistrzostw dopuszczała możliwość „podkładania się”. Czy – mając już po dwóch zwycięstwach zapewniony awans – Marioss Wąwelno odpuścił mecz z Inpulsem Siemianowice?
– Trudno powiedzieć jednoznacznie. W każdym razie Marioss nie zagrał w najsilniejszym składzie, a już bramkarz był z głębokich rezerw, dlatego przepuścił aż dziewięć goli. Inna rzecz, że na 14 sekund przed końcem spotkania zawodnicy Inpulsu nie strzelili karnego, gdyż bramkarz Mariossu obronił… Było to w ogóle dramatyczne spotkanie, obfitujące w strzały w słupki i poprzeczki.
– Jaki był poziom chojnickich mistrzostw?
– Poziom był bardzo wyrównany. Już w pierwszej fazie zawodów odpadło mnóstwo faworyzowanych drużyn, n. p. Clearex Chorzów, Radan Gliwice czy Team Kamionka Mikołów. Dostaliśmy się zresztą do bardzo silnej grupy, a po awansie z niej zagraliśmy z najlepszą drużyną z roku ubiegłego. Mimo to był to nasz dobry turniej.
– Widzę, że mimo porażki w 1/8 finału pozytywnie ocenia Pan swój zespół…
– Tak. Wszyscy spisali się dobrze. Nikt mnie nie zawiódł. Wielu z moich podopiecznych, mimo iż gra na co dzień w innych zespołach ligi środowiskowej czy na dużych boiskach, coraz bardziej zżywa się z naszym klubem. Graliśmy na poziomie z ubiegłego roku. Może zabrakło Pawła Budniaka lub kogoś o podobnej indywidualności, kto potrafiłby w pojedynkę przechylić szalę wygranej na naszą stronę. Teraz mieliśmy kolektyw, bardzo silną grupę. Dlatego zespołowość była naszym atutem.
– Czy ktoś z młodzieżowców zasili wkrótce drużynę seniorów Rekordu?
– Chcę, żeby jeszcze kilku – oprócz Marka Profica i Dawida Wiśniewskiego – zawodników z tego zespołu trafiło do pierwszej drużyny seniorów. Młodzieżowcy Rekordu stanowią już prawdziwy zespół i grając tak jak z Renexem jesteśmy w stanie z każdym podjąć walkę, a o wyniku decyduje szczęście lub chwila słabości. Dlatego pragnę podziękować zawodnikom za bardzo dobrą postawę i zaangażowanie. Korzystając z okazji dziękuję panu prezesowi Januszowi Szymurze za przygotowanie zgrupowania w ośrodku Rekordu. Dziękuję również współpracownikom – Piotrowi Szymurze, Jerzemu Lorkowi i £ukaszowi Pasierbkowi, a także Krzysztofowi Burneckiemu za przygotowanie bramkarzy. Podziękowania należą się ponadto zawodnikom pierwszej drużyny seniorów, którzy rozegrali sparingi z zespołem młodzieżowym. Dzięki tym wszystkim ludziom młodzieżowcy mogli optymalnie przygotować się do mistrzostw. Szkoda, że nie powtórzyliśmy ubiegłorocznego sukcesu. W Rekordzie jest jednak sporo utalentowanej młodzieży i wszystko jeszcze przed nią.
dodał: Jan Picheta 16-12-2007 |